(list do kasi jaka niespodziewanie po latach zadzwoniła)
Pomyślałem, że może jednak wyślę te maile jakie prosiłem byś skasowała bez czytania. Po to abyś wiedziała o mojej sytuacji i nie musiała się irytować, że np. dziwnie się zachowuję, mówię. Nie chciałem wpierw byś czytała to co napisałem uznając, ze w końcu to moja sprawa i nie powinienem zakrzątać tym głowy nikomu. Wstyd mi komukolwiek mówić i przyznawać się do sytuacji w jakiej utknąłem, to moja porażka życiowa. Nie chciałem też abyś uznała, że oczekuję jakiejś pomocy po przeczytaniu maili. Przez naiwność, głupotę, ignorancję ja się władowałem i ja się wygrzebię. Nie jest to sytuacja bez wyjścia. Trochę mnie to momentami udupiało psychicznie ale trudno. Na skutek zachowań iwony ja prawie rok mieszkam w samochodzie. Z chwilami dosłownie na jakieś stancje, bo wolałem uciec do samochodu niż być narażanym na większe szkody czy cierpienia.
Nawet policjant stwierdził kiedyś, że moje zachowania to karygodna naiwność ale ja po prostu chciałem wierzyć w człowieka wbrew radom i sugestiom nawet terapeutów jacy iwoną się zajmowali. Myślałem - miłość zwycięży wszystko J . Ale ona potrafi tylko doskonale udawać momentami miłość. Czułem ryzyko i gdzieś tam w głębi liczyłem się z porażką ale chciałem zaufać i mam co mam.
Bardzo się czułem samotny i odrzucony kiedy pisałem te maile, ale stan ten minął. Dużo pomógł mi też wykład Ś.P. o samotności, uzmysłowiłem sobie, ze w głębi seraca ja chciałem tego co mam. Wiele razy miałem dość tej iwony więc wreszcie odeszła. Umysł trochę zszokowany bo przywykł, że ktoś był, i że byłem komuś tak bardzo potrzebny. Ale wszystko jest kwestią czasu.
A więc pierwszy mailik po tym jak rozmawialiśmy:
“Bardzo dziękuję, że poświęciłaś mi chwilę rozmowy. Żadko teraz mam okazję rozmawiać z kimś, jeśli już to jakieś zdawkowe, czy nieznaczące wiele, powierzchowne dialogi. Brakuje mi kogoś z kim można rozmawiać głębiej, otwarcie, szczerze i swobodnie. Kiedyś rekompensowałem sobie w necie ale już mi się nie chce tak. Nie chcę jak niegdyś zostać "zaplątanym w sieci". Ludzie zapominają o rzeczywistości zamykając się w wirtualnej rzeczywistości na czatach, gg itp.
Jakoś zatrzymały sie moje myśli na wspomnieniach. Powiedziałaś, ze pamiętasz jaki byłem kiedyś...., że niby coś dobrze. Dziwi mnie to, bo z tego co pamiętam mam wrażenie, że robiłem głupstwo za głupstwem. Trzeba chyba było tak wiele doświadczeń jakie przez te lata mnie dopadały bym tak wiele pojął. Byłem młody i głupi. Na szczęście to co było złe zmieniło mnie na dobre mam nadzieję.
Wymyśliłem 3 lata temu fundację jakiej celem głównym było zorganizowanie sieci ośrodków dla osób jakie chcą się duchowo rozwijać a w swoich wioskach, miasteczkach nie mają możliwości. W programie zajęć w zamierzeniu uwzględniałem kirtan. Iwona mniemałem będzie pierwszysm "pacjentem" a potem współpracownikiem i współtwórcą tej idei. Więc to było pierwszym motywem, ze zdecydowałem się jej pomagać. Ale skoro mi się nie udało to pewnie mam coś inaczej...
Chciałbym znowu tak jak kiedyś tworzyć ośrodek. W tym było życie. Radość działania. I tego mi własnie brakuje.. Podejmowałem trudy i wysiłki jakich owoce były dobre, bo dla Najwyższej Osoby. A od kiedy zacząłem poświęcac się nie tej osobie wszystko popadało w ruinę w moim życiu. Na początku nadzieje, iluzje szczęścia, potem gorycze rozczarowania. Czy to znaczy, że ja nie mogę mieć partnerki? Że muszę być sam? Wiele razy się nad tym zastanawiałem. Moją tendencję do poświęceń, marnowałem przez tyle czasu służąc niewłasciwie, niewłaściwym osobom. Ja uwielbiam służyć, sam się zdziwiłem kiedy to zrealizowałem. Dawno temu już dopadł mnie taki czas, że uznałem, że już nic nie mam do osiągnięcia, do zrobienia, wszystko już miałem, wszystko znam w tym wymiarze. Do dziś nie wiem co mam chcieć. I czasem własnie żałowałem, dlaczego ja zamiast służyć Najwyższej Osobie służę np. Iwonie. Tłumaczyłem sobie, że w taki sposób pomagam się jej wznieść, bo wydźwiagałem ją z prawdziwego dna. Dałem dom, pieniądze, potem biznes i niezależność, wolność. Dałem całego siebie, że sam zostałem na dnie. A po co jej ktoś taki? Ci co widzieli nie mogli się nadziwić, że aż tyle poświęcałem. Nie bezinteresownie dawałem skoro brak wdzięczności mnie boli, miałem nadzieję, że ....
Żałowałem czasem, że nie mogę pomagać służąc komuś bardziej wzniosłemu. Widząc jak moje poświęcenia ona po prostu źle wykorzystuje. Byłem jak pies złego pana. Za tyle poświęceń, trosk, pomocy, otrzymywałem cięgi. Służyć demonowi to cierpienie. I sam się dziwię, że jak o cokolwiek poprosi ja jej wybaczam, zapominam co złe, pomagam nawet jeśli na tym tracę, jak ostatnio kiedy zadzwoniłaś. Na jej życzenie (nagle sobie o mnie przypomniała i zrobiła się znowu dobra) pojechałem z nią do nysy w jej sprawie. W zamian za pomoc otrzymałem obelgi, podłe nikczemne zachowania. Mnie nie tyle to boli co świadomość, że ona spada tak wybierając się zachowywać. Że to dowodzi, iż coś innego robi źle skoro tyle w niej złej energii. A już bywało tak dobrze. Kto inny dawno obraził by się "na śmierć i życie", zniechęcił do takiej osoby, takiego traktowania. Czy ja to robię z samotności? Czy mam nadzieję, że może wreszcie ona kiedyś się ocknie i tez zechce dawać, służyć, pomagać skoro tyle jej sobą przykładów wzorców dałem?. Ok pół roku temu była u szczytu swego postępu wzrostu, dzięki moim wysiłkom. Byłem dumny, że moje wysiłki przyniosły taki rezultat. Ale wszystko zmarnowała i tak od tego czasu łudziłem się, że się zmieni. Zdumiewające, że taka osoba nie potrafi docenić, odwzajemnić niczego ale jeszcze więcej żądać mając dawcę, przyjaciela za frajera jedynie. I zdumiewające, że "obraca kota ogonem". Bywało, że zauważała i dziękowała ale ma jakby dwie jaźnie, problem, że ta zła dominuje. Jakiś czas temu oświadczyłem jej wprost, że nie będę dłużej nadawał mocy mej miłości, dobroci jej złu, bo widziałem, że się tym karmi a i tak wybiera to co złe, ciągle oszukując. Jakby kochała to co złe, i jakby to złe w niej dążyło do pogrążenia, unicestwienia mnie. I jest tak, że ona to co otrzymuje z dobroci czyjegoś serca niweczy na całe zło jakiego jednak nie chce się wyrzec. Za bardzo do tego przylgnęła. Zwyczajnie się jej bałem kiedy oświadczyłem, że nie będę więcej jej pomagał, bo rezultaty były iście sciencie ficktion. To wiedźma i czarownica. Byłem zdumiony tokiem spraw jakie zaistniały w tamtej mojej rzeczywistości, tamtym czasie. Jeśli nie spełniłem żądań, oczekiwań był potworny gniew, złość a tego skutki niesamowicie drastyczne i zadziwiające. Bo potrafi przekonać niemal każdego, sędziego, policjanta, psychologa.
Przepraszam. Nie powienienem tak pisać, myśleć, aczkolwiek nie łatwo umysłowi oderwać się tak od razu.
Czas nie zawracać już myślami, umysł skupić na wszystkim co z Bogiem związane, tak jak mi mówiłaś. Wspaniałym jest, że sa takie osoby jak Ty i bardzo ci dziekuję, że wtedy zadzwoniłaś. Wierzyłem dotąd, że jestem jakoś niemile widziany za przyczyną tego wszystkiego co złego zrobiłem, jaki wtedy byłem. I nie potrafiłem wrócić.
Sorry że tyle pisze ale od dziecka samotnośc zabijałem grafomanią. Czas chyba, zastąpić działaniem, "bo lepszy czyn od bezczynu".
Mówisz, że pamiętasz mnie z pozytywnego działania w tamtym czasie, a ja pamiętam siebie jako butnego egoistę. Byłem zuchwały, gotów przeciwstawiać się wszystkim, bo to przeciez ja miałem rację. Długo wybierałem czuć się pokrzywdzonym. I wiem jak okrótny w swym opętańczym egoiźmie byłem dla ciebie. Jak bardzo ograniczony byłem w tamtej świadomości. Czasem powraca mi jak film pewne zdarzenie, długo miałem wyrzuty sumienia. Sam nie mogłem sobie długo potem tego wybaczyć, kiedy już obiektywnie spojrzałem na swe podłe zachowania. Tak wiele bzdór potrafi świadomość ograniczyć. Mogę mieć jedynie nadzieję, że mi wybaczyłaś.
Kiedy zacząłem upadać, bardzo pragnąłem rozwinąć biznes. Jakby to to a nie Bóg miało być moim schronieniem. Byłem niesamowicie pazerny, egoistyczny, tylko to miało znaczenie - osiągnąć cel, ja, moje, dla mnie. Oszukiwałem siebie, że chcę rozwinąć biznes by potem mieć czas i pieniądze na służbę dla Krsny. Wszystkich i ciebie traktowałem przedmiotowo bo liczyło się to co ja chcę osiągnąć. Gniewałem się, złościłem, że nie chcesz mi pomóc w moich celach. Nie do końca byłem w tym egoistyczny, bo chciałem byśmy razem osiągali sukces materialny, dziwiąc się, że nie chcesz.
I potem wszystkie moje idee, plany padły kiedy wyjechałas do wrocławia. Zawalił się "mój świat" :)))). Dostałem niezłą lekcję, a potem kiedy wróciłem do O... z wrocka w 2002roku kolejną do poprawki. (A teraz odkąd zostałem z iwoną to już niewiarygodne takich códów jeszcze nie doświadczałem.)
Doświadczałem jakiegoś rodzaju śmierci :), wtedy w 1997 roku chyba i potem w 2002. Wszystko czym żyłem, całe moje życie padło. (Już tyle razy umierałem w jednym życiu i żyję :))). Wtedy napisała mi się piosenka, modlitwa, skarga, żal do Boga. Posłuchaj jeśłi chcesz jest w załączniku. Pomimo, że na kiepskim sprzęcie, jakoś brzmi. Teraz z tego się śmieję jakby dotyczyło to jakiegoś innego waldusia :). Bo byłem wtedy inny. Może ci co mnie znali, (może ty też) postrzegają mnie poprzez to co było, jaki byłem. A przez tyle czasu i doświadczeń nie sposób by ktoś tak introspekcyjny jak ja się nie zmieniał. Fakt, że są elementy niezmienne w osobowości. W sumie jakie to ma znaczenie, jestem jaki jestem ważne co z tym zrobię.
Niby szukam czegoś teraz na jakiś warsztat-mieszkanie, bo samochody stoją nienaprawiane. Ale tak jakoś szukam chyba by nie znaleźć, bo sam nie wiem czy to mi potrzebne, czy do końca tego chcę. Dziwnie mi się porobiło - jak nie mam dla kogo to mi się nic nie chce.
Po co mi jakiś cel? Ileż można przeżuwać przeżute? I z takim nastawieniem tkwiłem jakoś tyle już czasu. Ten czas był czekaniem. Dziękuję, że dałaś mi impuls. Zaczynam wierzyć w sens/cel mego istnienia na nowo. Zamierzałem szukac jakiejś nowej osoby dla jakiej mógłbym żyć coś robić, zapominając, co jest celem życia. Dziękuję :) już drugi raz mnie ratujesz. Nie zapomnę jak kiedyś przyjechałem na rowerze i potem wracałem podczas burzy. Zmokłem, ale to było jak oczyszczenie :). Chwila rozmowy wtedy z tobą sprawiła, że przyszedłem do ośrodka i zacząłem odbudowywać co zepsułem w ignorancji. Jesteś moim prawdziwym przyjacielem, ja twoim nie byłem, wybacz. Niby dla ciebie chciałem a tak naprawdę nawet nie pomyślałem, ż emoże chcesz czegoś innego niż moje durne ego wymyśliło wtedy. I na siłę chciałem uszczęśliwić, bo "wiedziałem lepiej".
”
“"niewątpliwie przyjaciedla mam w bogu
ale utkwiłem w tym wymiarze, był czas, że wierzyłem, że jestem szczęśliwy sam z sobą. Ale tylko wierzyłem. Okazało się, że jak się pojawiła inna dusza ja jak zombi zgłodniały byłem dla niej. Udało mi się wcześniej oszukać siebie, że szczęście jest w samotności. Jakieś to szczęście było, bo miałem spokój umysłu ale jednak uśpione pragnienie ralacjii, bycia z kimś.
CZEMU TERAZ JA TAK PRAGNĘ TEJ ZALEŻNOŚCI?
Iwona przeprogramowała mój umysł. A umysł to coś do czego przylgnąć trzeba, bo bez niego co pozostaje?
Samotność jest paskudnym doświadczaniem. Prawie dwa lata uczyłem ją innego postrzegania, chciałem by była niezalezna, wolna. Bo przyssała się jak pijawka. I kiedy wreszcie stała się wolna zostałem sam. Uzależniłem swój umysł od tych wszystkich doświadczeń z nią. Mówiła mi tato, była więcej jak moim dzieckiem, dbałem, troszczyłem się bezkreśnie. Zaniedbując wszystkie swoje sprawy dla niej. Wziołem z dworca bo tak wylądowała i dałem wszystko. Na koniec uciekła mi, po 14dniach znalazłem ją po całodobowych poszukiwaniach w nysie. Pijaną, bez butów, pieniędzy, towaru, w deszczu, w parku. Zawiozłem na odwyk do branic, i tam chyba kogoś poznała, bo pod koniec swej terapii zmieniła sie nie do poznania. Nie mogę uwierzyć, że świadomośc tak się może zmienić. Udaje teraz religijną, świętą. Wiem, że oszukuje, nawet sama siebie. Sam nakłaniałem ją by wróciła do swojego kościoła, bo lepsza dla niej asocjacja z religijnymi, niż z takimi do jakich ma inklinacje. I stało się. Mnie uznaje za sługę diabła :))). Nie widzi, że to ja ją prowadziłem, do stanu stablilności jaki osiągnęła i jaki jej zapewniałem a nie mogła go uszanować.
Poświęciłem tak wiele dla istoty jak nigdy dla nikogo. Oczekiwałbym chociaż słowa "dziękuję". A otrzymuję odrzucenie. Jak to pojąc?
Ale daremne pytania. Iwona swoją zaborczością ograniczyła cały mój świat. Nie mogłem z nikim się kontaktować. Żądała bym wyłącznie był dla niej. Wszędzie starała się niszyć mój wizerunek, by wszyscy o mnie mysleli żle. Mówi, że z tobą tez korespondowała. Jednak terapia to dla niej za moało, za dużo złego doświadczyła. Ma niewątpliwie umysł szalony, opętany. Mnie jakoś opętała tym swoim obłąkaniem. Chcę by przestała mieć dla mnie znaczenie. skoro ja dla niej tak nikłe mam. Kiedyś byłem całym jej światem, wszytskim. Osaczyła mnie tak zaborczo, że czułem się jakbyśmy byli jednym. I nagle takie odrzucenie.
Głupcy twierdzą, że zaangażować się mam w nowy związek. Ona była zadziwiająco zazdrosna o ciebie pomimo, że praktycznie nie stanowimy związku już z iwoną nadal była w niej ta złość i zazdrość. Nie mogę tego pojąć. Jest też zazdrosna o moją pierwszą żonę. Marzena chciała by abym do niej wrócił ale dla mnie jest osobą z jaką po prostu życie bym tracił. Nie chcę z nią być. Swoją drogą robi postęp, bo uwolniła się od tego wszystkiego co było krańcowo złe. Od swojego złego myślenia. Wynajęla mieszkanie we wrocu bym z nią zamieszkał, ostatecznie zamieszkał z nią mój synek i wzioł sie do roboty w końcu :). Cieszy mnie, że właśnie pośrednio dzięki tobie ułozyłem rodzinne sprawy. Po pierwszym powrocie z anglii do wroca zwiozłem wszystkich. I udało się marzena ma pracę tam, mieszka żyje. Dawid też. Emilka jest szczęśliwą mamusią, tak zachciała to przekazałem jej mieszkanie mamy.
A ja chyba pozostanę w aucie bo po co mi salony. Tylko jeden problem mam. Tak bardzo lubię rozmawiać. Na inne tematy niż normalsi. A nie mam z kim. Sam sobie już się znudziłem ;) ile można z sobą gadać? Mógł bym netem ale wziołem z netem rozwód, powiedizełem im wszystkim, że dla mnie real a nie wirtual i tak wybieram. Zawsze chciałem być czlowiekiem prawdziwym. I jestem. To nic, że prawdy każdy ma tak zmienne.
Znalazłem opis numerologiczny mojej osoby w necie? zadziwiające, zgadza się prawie w kazdym zdaniu. Ciekawe czy inni też tak mnie widzą. Jeśli znajdziesz czas przeczytaj i odpisz czy takim mnie widzisz też. Przesyłem w załączniku.
Wiesz... żałuję, że nie byłem na tyle cierpliwy jako twój mąz. Pytanie czy ja byłem męzem. Byłem głupi. Nie potrafiłem tak naprawdę widzieć ciebie.
”
List jaki napisałem wtedy kiedy przyniosłem głośniki i poszedłem bo byłem chory.
“
Wiesz, ja nie wiem co się ze mną dzieje. Szczególnie dziś i wczoraj. Jakoś się ciebie boję.
Nie, nie boję, nie znajduję adekwatnego określenia. Zobaczyłem promieniującą śliczną panią tam na portierni i tak się jakoś poczułem podle. Bo ja tak upadłem. Nie poznałem cię w pierwszym momecie i przez kilka sekund zastanawiałem się skąd ja ją znam mniemając, że ktoś z wrocławia. Potrafisz być bardzo atrakcyjną kobietą więc w tym stanie umysłu nie wiedziałem jak się zachowac. I ja nie wiem co mam począć z emocjami, uczuciami jakie mi się tam tłamszą. Po prostu wtedy automatycznie staję się dziwny. Przepraszam. Zapomniałem jak to jest czuć się duszą w ciele, mam świadomość umysłu i ciała. Wiem, że intonowanie wszystko może mi naprawić, Dziękuję ci, że jesteś. Mam teraz cięzki czas, jeśli chcesz poczytaj. Stany umysłu warto ignorować ale jest w tym co napisałem jakaś wiedza o mnie.
Piszę do ciebie już trzeci list i żadnego nie wysłałem. Po prostu nie wiem jak ubrać w słowa to co najbardziej zajmuje mój umysł. Więc powiem wprost i problem z głowy. Jak chcesz omiń poniższe kilka zdań i leć dalej.
Po prostu jesteś atrakcyjną kobietą i ja nie widzę tak jak kiedyś duszy w ciele kobiety ale ciało miłej, inteligentnej, uroczej dziewczyny o ujmującym głosie i spojrzeniu. Byłem kiedyś tobą zauroczony i boję się ponownie zauroczyć. A z drugiej strony chciało by się :). Zawsze kiedy spotykam atrakcyjną kobietę uciekam wzrokiem, bo od tego zaczyna się oczarowanie. Powiem ci wprost, że chciałbym być z tobą ale zdaję sobie sprawę jak nisko upadłem, jak niska jest moja pozycja. Mezalians. Nie mam chyba komplexów, nie czuję się gorszy bo znam swoją wartość. Ignoruję jakoś wszelkie hierarhie społeczne i mnie nie boli, że ktoś ma pozycje czy cokolwiek. Mnie chyba tego nie trzeba już. Może jestem zarozumialcem, zadufanym w sobie ale czuję swoją głębię i wartośc wewnątrz i to mi wystarcza.
Sprawiłem ci kiedyś dużo krzywdy, jakoś mnie to dotąd boli. Teraz jestem nieco inny, dostałem po dupce za swoje niegodziwości od życia. Ale co tam było minęło. Dziś jest dziś, przeszłości nie zmienię bo minęla.
Jakoś więc się ciebie boję. Czy ciebie? Nie. Mojego umysłu, pragnień. Samotność też robi swoje. Tak by się chciało gadać z kimś. A szczególnie z kobietą, faceci są jacyś tacy nieciekawi. Nie lubię też rozmów o pospolitych sprawach, nudzą mnie. Czasem lubię tę moją samotność, tak niewiele mi do życia potrzeba. I.P.dasi kiedyś nakrzyczała na mnie, że taki jestem minimalista :))). Inna kumpela mówi, że mógłbym mieć... ale lepiej "być" jak "mieć", bo kiedy miałem więcej stawałem się gorszy. Ale mnie bardziej cieszy kiedy widzę szczęście do jakiego sie przyczyniłem niż własne. Szczęściem jest dawanie szczęscia. Teraz nie mam komu dawać szczęścia.
Iwona chyba odeszła na dobre, poszła w końcu swoją drogą. Zamieszkała w męskim hotelu więc ma nowy wybór. Spełniłem widać moją misję. Udało się ją ocalić od niskiego życia, nie wiem na jak długo ale co począć?. Mam poczucie jakiegoś niedosytu. Nie wiem czy dlatego, że się odsunęła odemnie czy dlatego, że jednak nie dałem jej Krysny. Sprawiłem swymi "manipulacjami" by wróciła do swego kościoła, do Jezusa uznając, że lepsze to niż to co wybierała dotąd. Ale im bardziej staje się religijna tym bardziej fanatyczna i ograniczona. Mówią jej tam, że medytacja to szatan. Ja to szatan. Ale lepsza dla niej taka droga niż destrukcyjny tryb życia.
Dziwne, że ma jakby dwie jaźnie, raz mówi tak a nawet niedawno wspomniała, że poczuła się tam dobrze na medytacji. Widać w jakimś wcieleniu posmakowała bliskości Boga.
Tyle w nią zainwestowałem i porażka. Muszę zapomnieć iść dalej. Bywało fajnie, fajnie jest z kimś iść przez życie. Teraz maltretuję się samotnością. Bardzo intensywne było moje życie. Doświadczeń starczyło by dla kilku osób. I teraz jestem sam. Zanim poznałem iwonę zapragnąlem nauczyć się życia w samotności i być szczęśliwym. Wyglądało na to, że mi się wówczas udało. Teraz poczułem się odrzucony pomimo, że tak wiele jej dałem. Może dlatego ta moja samotność taka gorzka, ale nie zaakceptuję uczuć rozgoryczenia. Udam, że wciąż jestem szczęśliwy :). Przecież jestem szczęściarzem, mam szczęscie, że żyję :). I to dziwne, że ludzie mnie szanują, pomimo, iż jestem takim życiowym wariatem. Niepotrzebnie chyba zrobiłem kiedyś piosenkę jaka stała się programem mego życia. Wryła się w moją podświadomość a brzmi tak:
"Jestem aktorem sam dla siebie i akrobatą w życiu mym, mój film na żywo leci ciągle, przez świat okrągły w czasie tym. Trudna to sztuka grać bez scenariusza gdzie reżyserem wszystko jest. Patrzec jak się cały świat rusza i razem z nim biec. I ja aktorstwa tego się uczę, po świecie całym duchem się włóczę. A potem pujdę w nie ten świat...."
Śpiewałem to jak miałem 16-17 lat.
Kalindi jesteś moim prawdziwym przyjacielem. Ale masz kobiece ciało a ja męskie. Samotne męskie ciało osaczone pożądaniem, instynktami samca i leniwy umysł. Jak zmusić się do medytacji? Wiem tyle a co z tego. Trochę poczułem się niepotrzebny, to najgorsze z uczuć jakie znam. Nic się wtedy nie chce bo i po co? dla kogo? Degrengolada.
Zaiskrzyła mi myśl, że może tobie bym służył, dla ciebie był. Mógłbym poderwać jakąś ale czy ja na pewno tego chcę? Tracić życie z jakąś materialistyczną babą? Dość go straciłem, może nie do końca, bo zawsze starałem się nieść jakieś przesłanie. Nawet wydawało mi się, że jestem kimś w rodzaju anioła na ziemi. Jakoś trzeba się dowartościować :).
Dobra idę spać, może rzeczywiście powinienem pisać książki. Jestem grafomanem. Moi przyjaciele mi tak radzą ale co ja mogę mądrego napisać? Oczyszczę swój umysł potem będę pisać, co nie?
I ostatni, spoko już kruciutki :)
“
Wczoraj kierownik na mnie nakrzyczał, że źle umyłem garaże, więc nie miałem odwagi powiedzieć, że nie będę jeździł, bo jestem przeziębiony. A tam wieje jak holera do góry. Pojeździłem godzinkę i na moje szczęście maszyna się znowu zepsuła. Na nieszczęscie wystarczyło to abym się załatwił jeszcze bardziej. Tymbardziej, ze butki mi przemokły. Zapowiedziałem, że idę leżeć, do pracy dziś nie przyjdę. Jadę do ozimka i się kładę, w samochodzie już się nie da.
Przyjechałem do ozimka już wczoraj. Ale pojechałem na nockę. Nie wiem dlaczego nie lubię tego ozimka, może na skutek traumy jaką tu doświadczałem. Ale wytchnąłem. W samochodzie w deszczu mój umysł opanowywały niskie myśli. Zimno i wilgoć, coś czego mój umysł i ciało bardzo nie lubi. Zdałem sobie ponownie sprawę, że nie ma dla mnie teraz nic ważniejszego jak oderwać się od destrukcyjnej mocy iwony. Nawet myślenie o niej mnie ogranicza i dołuje, czasem nawet jakoś otępia, paraliżuje. Przeciez ona jakoś podświadomie a nawet świadomie mnie niszczyła, od samego początku. A ja na przekór chciałem to zmienić. Jej celem było totalnie uzależnić mnie od niej. Osaczała mnie telefonami, ciągle dzwoniła i nieźle ściemniała. Była tak chorobliwie zaborcza i zazdrosna, że nie miałem możliwości na nic. Jakoś mi to schlebiało, że tak mnie potrzebuje. Uznałem, że skoro tak pragnie żyć lepiej i tak intensywnie mnie potrzebuję pomogę jej. Potem już za wszystko płaciłem ja, bo oczywiście z pracy zrezygnowała. Płaciłem nie tylko wymiernie, ale jakimś cudem wszelkie konsekwencje jej ochydztwa spadały na mnie. Za późno spostrzegółem jak mną manipulowała i kręciła jak tylko chciała. Zabrałem ją do O..., do mieszkania matki. Wydawało się, że będzie dobrze, zobaczyła ile może mieć. Narobiła tam jednak tyle siary, że nie miałem wyjścia, musiałem sprawić aby już tu wjazdu nie miała. Zresztą sama to sprawiła swymi excesami, wszędzie pali mosty. Cały O... ją poznał. Jak pomóc takiej istocie jaka za motto życia przyjęła niszczyć mązczyzn? Dowiedziałem się o tym kiedy odwiedziłem znajomych jej we wrocku jacy wiele jej tez kiedyś poświęcali. Ma niesamowitą siłę, normalnie moce mistyczne. Niestety w konsekwencji destrukcyjne. Teraz pewnie nowego frajera niszczy. Potem ona sama spada do dna, może na skutek podświadomych wyrzutów, jakiś frajer ją wznosi i jak poczuje siłę dalej się mści i exploatuje. I tak w koło. Powiedzieli mi tam, że ona jak już zacznie stawiać się jej warunki, jak już widzi, że nie jest w stanie więcej wykorzystać ucieka. Zawsze manipuluje posługuje się "słowem bożym". Oczytana w biblii. Niesamowite. Tak dziwnej istoty nie spotkałem. I porażka, że nie mogę pomóc jej się zmienić, bo zobaczyłem w końcu, że ona wcale nie chce się zmienić. A tak mi na tym zależało. Zawsze perfekcyjnie kłamie. Czemu ja tyle czasu dla niej straciłem? Nie tylko czasu. Ale zostawiłem cały mój świat, przekierunkowałem wszystko, bo tak żądała, a ja się dostosowywałem. Miałem swój świat, swoje zainteresowania, nieźle mi się wiodło dzięki temu. Teraz została pustka. Trudno wrócić. Dobra koniec marudzenia. Przepraszam. Przeżyłem zbyt wiele by i temu nie podołać.
07.09.2009 listdo pastora, zacznij od tego. Streszczenie całej sytuacji, jednak w stanie świadomości, gdzie jeszcze czułem się ograniczony, destrukcyjnymi stanami mentalnymi.
wiersze dedykowane iwonie na koniec