(włącz głośniki, w tle leci mój utworek Syloe lubiła to słuchać, jeśli nie słychać otwórz w IE)

(strona ta jest częścią www.prawdziwywaldi.blog.pl)

IWONA vel SYLOE

Kim jest naprawdę? Modliszka, Czarny Anioł? Katem czy ofiarą? Dlaczego tak się podziało przy niej ze mną? Jak to możliwe, że pozwalałem się tak osaczać, oszukiwać i manipulować, wykorzystywać? Niszczyć.

W efekcie straciłem wszystko - miłość do siebie nawet. Nie kochając siebie nie sposób kochać cokolwiek. A bez miłości nie ma życia.

Nie jest tak, że wszystko było źle, w tych opisach pominałem wspomnienia chwil wspaniałych, szczęśliwych razem doświadczanych. Iwona bywała taka jak na tym filmie tytuława Laila:

a nagle potrafiła się zmienić w demona, czarownicę. Dwa oblicza. Dwie osoby w jednej.

... Iwona była dla mnie żoną. Przyrzekliśmy sobie w dziwnym miejscu jakie uznaliśmy za wyjątkowe, przed Bogiem i sobie. To był ślub. Dla żony mąż gotów jest poświęcić wszystko, samego siebie. Uznałem w końcu, no cóż skoro trafiła się żona chora psychicznie, opętana, to powinienem coś z tym zrobić, starać się uzdrowić a nie uciekać. Więc trwałem do końca, jej dając wolność wyboru. Czy zawsze trzeba być w tym świecie egoistą? Chcę nadal wierzyć, że Miłość pokona wszystko....

Iwona spełniała też jakieś moje potrzeby na tamten czas, początkowo. Zachwycał mnie jej rewelacyjnie odgrywany infantylizm. Żywiołowość, spontaniczność. Takie dwa w jednym - kochanka i dziecko jakim mogłem się jakoś opiekować, zajmować. W tym się wypełnialiśmy. Brakowało mi w niej partnerki. Rozsądnej, rezolutnej... choć o dziwo chwilami taka bywała. Łudziłem się, że to zmienię. Wybierała jednak swój egoizm. Od początku wiedziałem, że nie dojrzała do związku. Kiedy na samym początku powiedziałem jej, że kiepski z niej "materiał na żonę" wpadła w wielki gniew :). Miałem nadzieję, że jak zapewniała, że tego pragnie - pomogę się jej otworzyć na to co dobre. Zobaczyć inny wymiar, innych ludzi, niż ci z jakimi miała kontakt od dzeciństwa. I zmieniać się na lepsze. Coś tam mi się udało. W głębi pragnęła być dobra, lepsza. Moją ambicją i radością, jej w tym pomagać. Nie łatwo jednak z takim balastem złych doświadczeń od razu wszystko zmienić. Było w niej zbyt wiele lęków i pożądań. I jakby z tego wynikała jej siła w działaniach, aktywnościach. Spora determinacja. Pewnie nadal tworzy niedojrzałe związki na chwilę. Nie wiem i nie chcę wiedzieć już. Ale tego jej życzę, by dojrzała. Inaczej poprzez liczne związki w jakie tyle razy się wikłała dojrzewać będzie. A każdy związek to konsekwencje.

Wpierw postanowiłem spisać to w formie książki. Tak niezwykły, dziwny był ten związek. Potem zrobiłem tę stronkę umieszczając listy i texty do niej i o nas, jakie się zachowały. Zrobiłem to uznając, że kiedy spiszę, pozwoli mi to dać sobie definitywnie z tym pasmem porażek spokój. Zamknę te treści tutaj i odłożę na "półkę" jako nieistniejący już rozdział życia. Pragnąłem tym też, by ktoś dał mi odpowiedź, dlaczego tak było, o co w tym wszystkim chodzi. Więc osobom jakie mniemałem są kwalifikowane do wglądu i pełnej oceny tych sytuacji i zdarzeń zamierzałem pokazać tę treść. Może sam znajdę odpowiedź, może ktoś w końcu mi odpowie. Może się wydawać, bo tyle w mych listach mentorskiego tonu, że ja ją pouczałem i strofowałem. Jeśli to bardzo subtelnie. Zbyt subtelnie. Właśnie na więcej pozwalałem sobie textem.

Długo nie potrafiłem skończyć tej książki. Zamieszczam ją poniżej. Na koniec przekształciła się w dziennik. Był grudzień 2008r. kiedy zacząłem ją pisać. Przyjechaliśmy z Anglii miesiąc wcześniej. Bardzo zabiegałem aby ze mną pojechała. Pragnąłem by zmieniła swoją mentalność i światopogląd, by nie tylko zarobiła tam, ale doświadczyła, że ludzie są też inni niż ci jakich dotąd znała i do jakich była przyciągana. Byłem szczęśliwy, że zauważyła nieco.

...Zgodziłem się jej pomagać kiedy wyrwała się z bezdomności., życia na wagonach. Był to czas kiedy przygotowywałem się do idei o jakiej piszę na www.wielkieserca.prv.pl Uznałem, że Iwona jest właśnie odpowiednią osobą z jaką to rozkręcę, bo wiele doświadczyła a też przejawiała niezwykłą charyzmę, siłę. Zabrałem ją do siebie potem, dając wszystko, więcej nawet niż mogłem. W "nagrodę" ona potem wszędzie wmawiała innym bzdury, bo jakiegoś batonika raz jej nie kupiłem.

Moim szczęściem było pomagać jej i czynić wysiłki, by robiła postęp, by wzrastała. Dużo mi się w tej kwestii udało, jednak nie zdołałem zmienić najważniejszego - jej serca i umysłu. I nie potrafię pojąć, że istota ludzka może być tak nikczemna, podła i niewdzięczna dając w zamian tyle bólu. ...

...Ciągle łudziłem się, że swoim przykładem nauczę ją pokory, łagodności, odwzajemniania, godząc się, by wyżywała się na mnie za grzechy wszystkich i jej samej, na mnie. Teraz myślę, że może robiłem jej tym krzywdę. Bo jeśli prawo przyczyny i skutku jest faktem to sprawiałem, że nieźle sobie dodała złych skutków, dzięki temu, że byłem tak łagodny, wyrozumiały, tolerancyjny. Pozwalając się krzywdzić, pozwalałem, by tworzyła dla siebie złą karmę....

... Stałem się dla niej jak anioł ziemski, ciągle o nią dbając, troszcząc, zabiegając jakby była moim dzieckiem. Świadom byłem jaka jest od początku, jednak uznałem, że skoro tak bardzo chce pomogę jej. Czułem się wówczas bardzo silny i gotów do tego, pewien, ze podołam. Często zapewniała, że pragnie zmiany. Prosząc o pomoc. Brakło mi stanowczości, za bardzo ulegałem już na początku i potem coraz bardziej. Jej demony jakby coraz bardziej odbierały mi moc. Ostatecznie jak wyssały ze mnie wszystko, potrzebowałem terapii by dojść do siebie. Od końca lata kiedy ona wyszła z odwyku nie mogłem się pozbierać. Byłem wycięczony psychicznie, energetycznie. Zimowe miesiące to był koszmar. Odzyskałem wreszcie siłę, spokój umysłu, wiarę, że na nowo mogę być jakim byłem. Wcześniej całą jesień i zimę nie potrafiłem nic zrobić z sobą i swoim życiem. Miałem tak wycięczony, wyjałowiony umysł, system, że nie potrafiłem dosłownie nic sensownego. Doświadczałem piekielnej samotności i obsesji początkowo. Każde miejsce wywoływało lawinę wspomnień, bo wszędzie byliśmy. Dziwne, że wyświetlały mi się same fajne chwile i doznania, i tak bardzo było ich żal. Tak bardzo ciężko mi było, bo nie udało mi się tego związku uzdrowić wygnać z jej serca i umysłu te potwory, demony jakie pragnęły mnie niszczyć. Bolało, że poświęcałem, inwestowałem całego siebie i zużytego, jak wykręconą ścierkę zostawiła w niedostatku, bezsilności. Bolało, że nie potrafiłem jej pomóc. I nawet odrobiny wdzięczności i przyjaźni z jej strony, po tym co dla niej robiłem. I wielce zdumiewała właśnie jej wrogość, nikczemność, złość, podłość na koniec. Choć napisała mi jakiś czas potem nagle, na priwie na czacie niespodziewanie, że przeprasza mnie, że zawiodła me oczekiwania, i że mnie kocha. Strasznie pomieszana to chyba zawsze była. Nie ja pierwszy doświadczałem takich bóli. I dziwiłem się jak to możliwe - w kilku związkach już byłem i nigdy rozstania tak nie bolały. Ten związek był dziwnie wyjątkowy. Od początku dziwiłem się, zastanawiałem, o co w tym chodzi. Od samego poczatku wszystko było zbyt dziwne.

Jak powiedzieli mi ludzie z kościoła we wrocku, każdy z jej poprzednich partnerów tak miał. Jak nie gorzej. Taka w niej moc niszcząca, jakby posłana po to, by wykańczać facetów. I okazało się, że wszystko było na odwrót. Oni byli ofiarą a nie jak ona zawsze przedstawiała wszędzie, że tak ją krzywdzili. "Odwrcała kota ogonem". Przekonałem się o tym dowiadując się co o mnie wygaduje. Kiedyś np rozcięła mi ucho butelką a innym mówi, że ja ją potraktowałem flaszką. ...

...Było tak, że w Anglii z iwoną postanowiłem się rozejść, miarka się przebrała. Wyszło o co jej chodziło, na czym zależało najbardziej i wiele więcej. Kiedy powiedziałem jej (co wydawało się oczywiste dużo wcześniej), że mieszkanie przekazałem córce, wpadła w szał. Rzuciła laptopem o ziemię i potem z byle powodu leciały intrygi, nikczemności, złości i straty. Tam postanowiłem, że przywiozę ją do polski, pomogę znaleźć pokój i odseparuję się nieco. Zabolało mnie wtedy też, że mnie ciągle wmawia urojone kontakty w necie, a sama szuka potajemnie wdając się w jednoznacznie brzmiące rozmowy. Wiele razy przekonałem się, że w jakiś dziwny sposób jest dla mnie niebezpieczna, bardzo mi szkodzi i ciągle przy niej tracę.

Po powrocie z Anglii znalazłem więc dla niej stancję i pragnąłem od niej odpocząć. Miałem dość jej agresywnych zachowań, pomówień, wulgaryzmów, awantur o nic, wmawiania wymyślanych bzdór. Zmusiła mnie bym z nią zamieszkał, jednak po którejś awanturze, jej nikczemności, podłych zachowaniach, musiałem zabrać swoje rzeczy kiedy załatwiłem jej neta. Myślała, że netem przyciągnie lepszego frajera. Wszystko na to wskazywało. Potem kiedy właścicielka stancji ją wyrzuciła przeprowadzałem ją na inną stancję. Bardzo była zamieszana nagłością tej sytuacji i sporo kosztowało nagłe szukanie dla niej miejsca. Tam też niedługo pomieszkała. Znowu zaczęła mnie obrażać, postanowiłem nie godzić się na to. Zaczęła pić tam. Żałuję, że nie potrafiłem być na tyle silny i usłuchałem jakiejś niby oświeconej osoby w necie, bo potem podziało się tyle zła i strat, że trudno mi to pojąć. Uległem więc wtedy. Pojechałem sprawdzić co z nią. Ciągle się niepokoiłem. Po wielodniowym ciągu ledwo żyła. Powiedziała, że modliła się do Boga by posłał człowieka i jej pomógł, i zjawiłem się ja. Resztę pieniędzy marnowałem, by wozić ją na odtrucia, itd. Przeprowadziłem na nowe miejsce. Znów zażądała bym z nią mieszkał, oznajmiając, że ona teraz nie może sama być, bo coś sobie zrobi. Musiałem sprzedać cenny keyboard i skrzynię biegów, bo zabrakło kasy. Ona potem wszystkim wmawiała, że mnie utrzymywała. Choćby nawet, to nie pomyślała, że od samego początku ja ją utrzymywałem zanim udało mi się przekonać ją by wzięła mój biznes. Dzięki jakiemu nieco ulżyło mi finansowo, aczkolwiek nadal traciłem choćby na paliwo, wożąc ją, by sobie zarabiała. Przedtem namówiłem ją na handel godząc się kupić bluzki w jakie wiedziałem, że wtopię. Upierała się, że ona tylko tym potrafi. No cóż szkoła życia dla niej kosztowała. Oczywiście jej widzenie tego jest inne. Przywykłem do jej potwornych pomówień, wymysłów i kłamstw, podłości, wierząc, że Bóg i tak zna prawdę. Kilka osób stwierdziło, że ona ma jakieś rozdwojenie jaźni, jakby dwie osoby były w jednej. Słodkie pokrzywdzone dziecko jakiemu każdy chce okazać serce i pomoc, i potworny, podły demon, czarownica gotowa niszczyć wszystko. W jednej chwili potrafiło się to w niej zmienić. Ktoś kto nią kiedyś się opiekował mówił, że "nagle oczy się jej zmieniały, twarz i już było widać, że to nie Iwona ale demony. Z siłą tych demonów nie było żartów....

... Często przedstawiała mnie wszędzie "mój mąż", do mnie zwracając się czule "tato". Od samego początku wszystko było dla niej. Ograniczyłem swoje potrzeby, wydatki, nawet mniej jadłem, bo Iwona długo jeszcze po niemal 2letniej bezdomności jadła za pięciu. Co chwilę czegoś wymagając, wymuszając. Była strasznie zaborcza, pazerna, chciwa. Czasem mi imponowało, że tak jestem dla niej ważny, potrzebny. Wiedziałem, widziałem jej egoizm, ciągle łudząc się, że się zmieni, nasyci i zacznie wybierać to czego niby chciała - być dobra. Godziłem się na wszystko uznając, że stawianie warunków i moje potrzeby powinienem odłożyć na potem, bo przecież tyle miała traumatycznych doświadczeń, więc dawałem jej czas na powrót do normalności. Uznałem, że stopniowo postaram się ją prowadzić. Potem zwyczajnie bałem się jej odmawiać. Robiłem wszystko co dla niej ważne, moje sprawy stopniowo aż do przesady zeszły na dalszy plan. Bałem się, bo odmowa, czy coś nie po jej myśli to były gwałtowne, drastyczne emocje, sceny, wulgaryzmy, szantaże, zastraszania. Potrafiła cisnąć cennym przedmiotem niszcząc go z byle powodu. Bałem się jej zachowań. Pod koniec zauważyłem dopiero, że ona doskonale gra, że manipuluje złością. A jej się sprzeciwić oznaczało nieraz dotkliwe i kosztowne konsekwencje. Wywoływała zdumiewające problemy jakie pozwalały domniemać, że to wręcz jakieś moce mistyczne, czary....

Podziwiałem jej niesamowitą zdolność do przekonywania. Łatwo przekona każdego jednak na krótko. Byliśmy we wszystkim swoimi przeciwnościami i tu też.

Prowadziłem od początku zapiski z naszego szalonego, burzliwego życia. Wiele textów nie ma, Iwona pokasowała. Zdarzyło się dużo więcej, starczyło by dla kilku par na dłużej niż trwała nasza szalona przygoda.

...Miała obsesje na punkcie kontrolowania mnie i kasowania bez pytania wszystkiego co nie po jej myśli. Co chwilę sprawdzała komórki, kto dzwonił itd. Nie pozwalała mi nawet do córki dzwonić, wyzywając ją obraźliwie. Potwornie była zazdrosna o to, że choć nie komunikowałem się z córką Iwona czuła, że darzę córkę miłością. Chciała abym całe swe uczucie, wszystko skoncentrował wyłącznie na niej. Błędem było kiedy podałem jej hasła do moich kont mailowych. Nieźle mi wtedy namieszała. Podałem jak żądała pragnąc tym sprawić, by się nie obawiała, by potrafiła ufać. Miałem dość, że co jakiś czas coś sobie uroiła i wmawiała mi, że "jestem wielbłądem ". Najczęściej to o co mnie oskarżała sama robiła. Ona np. w tym czasie zakładała inne konto sobie o jakim nie wiedziałem, korespondując z fagasami. I o swoje niegodziwości oskarżała mnie. Tak porąbanej a zarazem zdumiewająco, przebiegłej istoty nigdy nie spotkałem. Była przy tym jakoś niezwykła. Wcale nie ładna fizycznie, wręcz brzydka, aczkolwiek miała w sobie to coś. Fascynowała mnie jej żywiołowość i spontaniczność. Z pewnością miała niezwykły talent w bajerowaniu, szczególnie płci przeciwnej. Jest fenomenem na swój sposób. ...

...Radością moją jest, że w efekcie żyje jak człowiek, pracuje i dąży do normalnego życia. Czyli udało mi się coś, może nie do końca to co chciałem. Udało się uratować ją od tak podłego i niskiego życia jakie wiodła nim mnie upolowała i osaczyła, a to też jakiś sukces....

Niektóre texty emanują rozgoryczeniem i może złością. Niełatwe było je przekraczać, być ponad. Nim ją poznałem nauczyłem się omijać niskie uczucia i emocje. Nie wpuszczać ich i nie skupiać uwagi na tym co destruktywne. Bardzo często doświadczałem jakby jedynym celem Iwony było sprowokować, wywołać we mnie niskie uczucia, złe emocje, i aby instynkty dominowały. Ona w wymiarze emocji była panem. Doskonale się nimi posługując, szczególnie tymi złymi. Najistotniejsze są texty pierwsze i ostatnie. Reszta to szczegóły.

A kim jestem? Wariatem :), bo kto normalny, by na takie rzeczy pozwalał?

...Jesienią 2007 roku miałem fajna pracę i wygodne życie we Wrocławiu. Zadzwoniła do mnie przyjaciółka z propozycją pomocy we wzniosłej idei w Warszawie. Miałbym wówczas możliwość asocjacji i duchowego rozwoju. Odrzuciłem tę ofertę. Potem pojawiła się po raz kolejny dziwna choroba jaką ktoś zdefiniował jako duchowa. I niebawem w necie natrafiłem na Syloe. Bałem się jej a jadnak ... o tym w tekstach. Zanim zgodziłem sie na jej osaczenia byłem taki: www.wielkieserca.prv.pl to jeden z aspektów mej osobowości, poglądów wówczas. Czy teraz jestem inny?.

...Jak widać już w pierwszym liście (poniżej z datami) byłem całkiem świadom jej ograniczeń i manipulacji na samym początku. A mimo to z czasem uległem, pozwalając coraz bardziej się ograniczać. Byłem zbyt zuchwały nie bacząc na ostrzeżenia i porady, że nie dam rady z nią. Miałem często wrażenie i często tego potwierdzenia, że cały świat jest przeciwny temu związkowi. Ale się uparłem. Chciałem udowodnić, że zrobię z niej wartościową i piękną kobietę tak jak tego chyba chciała. Byłem dumny kiedy wypiękniała przy mnie dzięki moim zmaganiom. I załamany kiedy nagle wiele zrujnowała potem. Nadal pomagając jej odbudować wszystko, poświęcając swoje sprawy, życie. Każdy jej sukces był moim sukcesem. Mogłem poczuć się jej aniołem :). Stała się dla mnie ważniejsza niż ja sam dla siebie. Dziwne jest dla mnie to, że choć straciłem wszystko tkwi we mnie przekonanie, że słusznie robiłem oddając tyle siebie dla niej. Często zapytywałem siebie: "a co zrobiła by Miłość?". To pytanie zadałem sobie nim zawiozłem ją na odwyk, a pod wpływem oburzenia jej postępowaniem twardo postanowiłem, że dość tego muszę zająć się sobą. Pojechałem sprzedac towar bo nie miałem już pieniędzy. Uznałem w oburzeniu, że skoro taka niech jeszcze odrobinę pocierpi, zostawiając ją w pijackim transie. Znalazłem ją przedtem, po dobowych poszukiwaniach w Nysie brudną, pijaną, w deszczu, bez butów nawet. Ona nie chciała żyć, przekonywałem ją długo, ża warto, że szybko wszystko co dobre wróci. W busie wyprowadzałem z ciągu a ona uciekła. Wkurzyłem się, wykąpałem, przebrałem i na handel. Szedłem na dworzec, siedziała na ławce z żulami i nalewką. Zawołałem. Ona tęsknym, przeciągłym głosem jaki do dziś mi brzmi: - "Waaalllldeek". Jakby zobaczyła swoje zbawienie z radością zawołała potem do nich: "- to mój chłopak". Błagałem by poszła do swej koleżanki kasi, wykąpała się, że wrócę po nią, że muszę, bo nie ma pieniędzy. Prosiła, że pojedzie ze mną. Była brudna pijana, wyglądała potwornie. Wystraszyłem się, bo jak sprzedał bym cokolwiek z nią wtedy? To oznaczało jedynie dalsze kłopoty. Kiedy była pod wpływem była koszmarna w swych zachowaniach. Zamiast handlu miałbym kolejne straty i kłopoty. Popłynęły jej łezki. "-Zostawiasz mnie" - cicho łknęła. Do dziś czuję ból w sercu na to wspomnienie. I żałuję, że nie zostałem. Że zabrakło mi sił. Że wybrałem "rozsądek" czyli pieniądze. Człowiek powie, że wykazałem zdrowy egoizm. Chyba nie lubię tego, że jestem tylko człowiekiem. I, że wszystkim tu kasa rządzi...

...Kiedyś kiedy tak bardzo mi dopiekła i postanowiłem więcej do niej nie wracać, siedziałem na przystanku. Obok stała matka z dzieckiem. To dziecko było tak koszmarne w swych zachowaniach, że kto inny chyba by je roztrzaskał o ścianę. Mały demon, potwór. A ta mamusia z cierpliwością anielską koiła okropność zachowań tego malucha. I zobaczyłem wtedy jak wielka jest jej miłość, poświęcenie. (Przypomniała mi się też znajoma kobieta jaka urodziła dziecko autystyczne). Wtedy pomyślalem - dlaczego we mnie nie ma aż tyle miłości?...

... Iwona była dla mnie żoną. Przyrzekliśmy sobie w dziwnym miejscu jakie uznaliśmy za wyjątkowe, przed Bogiem i sobie. To był ślub. Dla żony mąż gotów jest poświęcić wszystko, samego siebie. Uznałem w końcu, no cóż skoro trafiła się żona chora psychicznie, opętana, to powinienem coś z tym zrobić, starać się uzdrowić a nie uciekać. Więc trwałem do końca, jej dając wolność wyboru. Czy zawsze trzeba być w tym świecie egoistą? Chcę nadal wierzyć, że Miłość pokona wszystko....

poniżej są listy i texty jakie pisałem do iwony lub w jej sprawie. Kliknij w datę. Wiele textów nie ma, iwona pokasowała. Szkoda były naprawdę mocne, dlatego je skasowała.

07.09.2009 listdo pastora, zacznij od tego. Streszczenie całej sytuacji, jednak w stanie świadomości, gdzie jeszcze czułem się ograniczony, destrukcyjnymi stanami mentalnymi.

KSIĄŻKA O NIEJ, o nas, grudzień 2008. Wtedy byłem przekonany, że z nami definitywnie koniec. By pomóc sobie to zakończyć zacząłem pisać książkę podsumowując w niej wszystko. Myśląc - "napiszę i odłożę cały ten rozdział życia na półkę"

20.12.2007 - pierwszy do niej list

21.12.2007 - drugi list

29.12.2007 - trzeci list już po spotkaniu. Wyraża oczarowanie.

30.12.2007 kolejny list jednak data rzeczywista z pewnością musiał być inna

05.01.2008 - list jaki napisałem po drugiej chyba nieudanej wizycie u niej

22.01.2008 do 04.06.2008 texty pisane kiedy nie można było się słownie dogadać

22.06.2008 - oświadczenie jakie napisałem dla policji (nie pokazałem nikomu) po bijatyce z Iwoną

18.07.2008 do 31.08.2008 texty mające na celu dotarcie do jej umysłu, wyjaśnienie

17.12.2008 - list napisany po kłótniach i kolejnej decyzji, ze się rozstajemy

22.12.2008 - texty i listy do poznanej w necie nieznajomej, kiedy pewny byłem, że Iwona znalazła innego

24.02.2009 - list jaki napisał mi się po jej urodzinach kiedy już w ciągu nieźle się "bawiła". Po awanturze i jej zdradzie pojechałem oburzony do domu kilka dni wcześniej. (szczegóły w książce)

13.04.2009 - list do właściciela schroniska w jakim mieszkaliśmy

26.04.2009 - texty, maile kiedy się godziliśmy i rozstawaliśmy i kiedy zaginęła

08-09.2009 texty listy kiedy znowu kofała itd, cd.

06.10.2009 LIST DO OSOBY JAKA ZAJMUJE SIĘ ROZWOJEM DUCHOWYM i listy kiedy już nasz związek umarł, iwona wtedy zdradzała, oszukiwała wybitnie

17.10.2009 - pamiętnik jaki pisałem w samotności mieszkając w samochodzie

22.10.2009 listy do mojej byłej żony jaka po latach się niespodziewanie odezwała

01.11.2009 pamiętnik c.d.

07.012010. - pamiętnik i mail do i od Iwony na końcu

wiersze dedykowane iwonie na koniec

LIST POŻEGNALNY